W malowniczym, ale zaniedbanym pałacyku w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej trwają prace, by przywrócić go do dawnej świetności. Jednym z elementów, który stanowił nieodzowną jego część była rzeźba nordyckiej bogini Frei, która znajdowała się niegdyś w ogrodzie. Właściciel pałacu zwraca się w tej sprawie do Weroniki, której rzeźby zyskały renomę. Jej wrażliwość pozwala na stworzenie niezwykłych dzieł. Weronika przyjmuje zlecenie, chociaż nie czuje się z tym komfortowo, czuje bliżej nieokreślony niepokój. Czy to tylko jej wyobraźnia? Mury pałacu skrywają wiele tajemnic, a prace remontowe mogą poruszyć coś, co dawno zostało w nich uśpione. Czy Weronice uda się sprostać wyzwaniu? Jakie tajemnice wiążą się z tym malowniczym miejscem?
„Potrzebuję kontaktu z prawdziwym światem. Niekoniecznie z człowiekiem, ale na pewno z przyrodą. Znów jestem córką ziemi.” str. 271
Pierwszy tom nowej serii „Córki żywiołów” zapowiada się interesująco. Wzrok przyciąga pięknie skomponowana okładka a opis zachęca do zagłębienia się w lekturze. Poznałam już twórczość pisarki, więc wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Każdy, kto poznał książki pisarki pewnie pamięta, z jaką precyzją potrafi kreślić atmosferę pełną tajemnic i magii, która otula czytelnika, przynosząc chwile spokoju, wytchnienia i rozrywki w najlepszym wydaniu. Dzieje się tak i tym razem.
Opowieść rozgrywa się w dwóch płaszczyznach czasowych, teraz i wiele lat temu, ale w tym samym miejscu, czyli pałacyku. Pierwszoosobowa narracja prowadzona jest z dwóch perspektyw. Oczami Weroniki widzimy bieżące wydarzenia, natomiast Freya opowiada te, które wydarzyły się sto lat temu za czasów świetności tego miejsca. Opowieść obu bohaterek przeplata się i krok po kroku spaja się w jedną całość. Co je łączy? Fabuła niesie wiele tajemnic, dostarcza sporą dawkę wrażeń, przyciąga magią otaczającej natury i kontaktu z nią. Otula charakterystyczną dla pióra pisarki atmosferą, gdy odnosi się wrażenie, że wszystko może się wydarzyć. Łączy w sobie dawne wierzenia, wrażliwość na otaczającą nas naturę, ale też ból, niesprawiedliwość i zawiść wobec drugiego człowieka. Pojawia się też sporo zagadek do rozwikłania, jak chociażby znalezione szczątki ludzkie w studni nieopodal pałacyku.
Poza głównymi bohaterkami, które przedstawione są wyraziście, w opowieści pojawia się szereg innych barwnych postaci. Barw dodają Koty, sokolica Anada, czy chociażby dzik Hildo. Nie wyobrażam sobie tej opowieści bez nich, tak jak i bez Glorii, czy Maksa. Autorka przyciąga uwagę wachlarzem charakterystycznych bohaterów, którzy sprawiają, że opowieść niemal dzieje się przed naszymi oczami i trudno się od niej oderwać. Mam nadzieję, że kolejny tom pojawi się już niebawem.
„Córka ziemi” to niezwykła opowieść, przyciągająca wachlarzem charakterystycznych postaci, tajemniczą atmosferą pełną magii, ale też ciepła i spokoju płynącego z kontaktu z naturą. Usiana tajemnicami sprzed lat i po prostu piękna. Akcja osaczona w malowniczej scenerii dostarcza wielu wrażeń, nie brak w niej zagadek do rozwikłania, intryg i licznych zawirowań. Świetny pierwszy tom cyklu „Córki żywiołów” zachęca do poznania kolejnych, na które ja już nie mogę się doczekać.