On, czyli Riggs Bates ma wszystko na wyciągnięcie ręki. Pieniądze dają mu władzę, ale nie dają szczęścia. Żyje więc tak, jakby ich nie miał, pracuje za dużo, podróżuje równie wiele, aby nie wiązać się za długo z żadnym miejscem, a tym bardziej z nikim i zmienia kobiety jak rękawiczki. Trwałby tak dalej w zawieszeniu, gdyby nie jedna niezręczna sytuacja, która na jego drodze stawia Daphne Markham, nowoczesną łowczynię posagów, której nadrzędnym celem jest wyrwanie się z biedy i otrzymanie wizy, by móc pozostać w Stanach. Ich niefortunne pierwsze spotkanie staje się początkiem swoistej gry, nie tylko słownej, a różnice na równi odrzucają, co przyciągają i wzbudzają ciekawość.
„Nasze doświadczenia nas kształtują, a ból określa na całe życie.” str. 165
Mając jeszcze w pamięci poprzedni tom z ciekawością sięgnęłam po tę powieść, która jest zwieńczeniem trylogii. Wiadomo, że w takich przypadkach różnie bywa. Ostatni tom może być najsłabszy lub wprost przeciwnie, sprawić że trudno rozstać się z bohaterami. Tym razem to zdecydowanie ten drugi przypadek.
Pora na Riggsa Batesa, kolejnego z trójki przyjaciół. To o nim jest ta opowieść i o kobiecie, która niespodziewanie stanęła na jego drodze i zmieniła jej kierunek. Uznanie należy się autorce za styl pisarski, który sprawia, że zapomina się o upływającym czasie a lektura, która jest w sumie częściowo przewidywalna stanowi po prostu przyjemność i daje wytchnienie po ciężkim dniu. Sprawia to zwłaszcza świetna kreacja męskim postaci, bohaterów posiadających słabości, ale także na równi silnych, co wrażliwych, dających poczucie bezpieczeństwa, niepokornych, z charakterem, ale dla których najbliżsi są najważniejsi.
Przejdźmy do głównych bohaterów. Duffy to irytująca łowczyni posagów, mająca ściśle określony cel. Nie wzbudza sympatii na samym początku, jednak z biegiem kolejnych rozdziałów jest trochę lepiej. Poznaje się jej motywy działania, chociaż nie do końca wzbudza to zrozumienie. Kobieta zatraca się w tym, kim jest, daje się poniżać, dostosowuje się do innych nawet zmieniając swój akcent. Wszystko w jej zachowaniu jest wyuczone, poprawne, przez co sztuczne. Riggs to natomiast ten ty, który przyciąga uwagę samym wejściem do pokoju, jest wyluzowany, nie zależy mu na opinii innych. Dlaczego? Bo wszystko ma, może poza celem w życiu, a jak wiadomo poczucie celu w życiu jest bardzo istotne. Wyobraźcie sobie teraz tę dwójkę razem, niczym dwa przeciwne bieguny. On ją denerwuje, wywołuje wybuchy emocji, z którymi ona stara się walczyć. Ona go intryguje, jest niczym powiew świeżego powietrza, sprawia że coś się dzieje. Dużo satysfakcji daje mu igranie z nią, prowokowanie do tego, by wyszła ze swojej skorupy, którą pokazuje światu. Dlaczego on to robi? Dla zabawy, satysfakcji, ponieważ zaczyna go to trochę fascynować. Co z tego wyniknie? Spotkali się przypadkiem, w mało komfortowej sytuacji, która dzień za dniem komplikuje się coraz bardziej. Dobrze obserwuje się ich potyczki słowne, śledzi rozwój wydarzeń i odbiera emocje obu stron. Oboje wiedzą, że to nie ma sensu, lecz ciągną tę grę dalej, gdyż pomimo tego, że nie chcą się do tego przyznać, coś ich do siebie przyciąga. Bohaterem tej opowieści po części jest także Charlie, który skrywa smutek, coś, co wydarzyło się w przeszłości, co naznaczyło jego życie. To taki typ bohatera, którego od razu można polubić. Jego historia, błędy które popełnił poruszają, dają do myślenia.
„Nieczuły Casanova” to poruszająca powieść i świetne zwieńczenie trylogii, które sprawia, że tym trudniej rozstać się z jej bohaterami. To taki typ książki, który daje wytchnienie po ciężkim dniu, wzbudza uśmiech, chociaż też wywołuje rumieńce. Na zachętę dodam jeszcze, że wiele wydarzeń daje do myślenia a autorka pod lżejszą otoczką porusza wiele ważnych, życiowych tematów.
Ciekawy tytuł. ;)
OdpowiedzUsuń